Ponad dwa miesiące temu skończył się Black Friday. Taki niepowtarzalny dzień w roku, kiedy sklepy dają niesamowite obniżki, prawdziwe okazje cenowe. Takie rabaty się szybko nie powtórzą. No chyba, że w następujący po nim Black Weekend. Albo depczący mu po piętach Cyber Monday.
Dla tych nieszczęśliwców, którzy przegapili te okazje życia na szczęście sklepy przygotowały obniżki z okazji Mikołajek lub przedświąteczne promocje – zrób zakupy za milion zł a dostawę i drapaczkę do głowy dostaniesz za darmo.
Po świętach spotkać można poświąteczne wyprzedaże a w styczniu noworoczne wietrzenie magazynów.
Czy tylko ja mam wrażenie, że słowa „promocja” albo „okazja cenowa” są równie godne zaufania jak przysięga małżeńska Brooke z Mody na Sukces?
Za 1 razem człowiek się wzruszał, za 2 kibicował a za 3 ubolewał, że biedaczce się życie skomplikowało. Ale na litość, 12 razy przysięgać, że się kogoś nie opuści aż do śmierci? Można by przypuszczać, że najbardziej ze wszystkich swoich nieustannie rotujących mężów Brooke najbardziej kochała po prostu wychodzić za mąż. A za kogo i na jak długo to już sprawa drugorzędowa.
Tak samo jest często z nami i zakupami- kochamy coś kupić i oszczędzić, kupując na wyprzedaży lub dostając coś w gratisie.
W domku odpakować szeleszczące opakowanie, fiu fiu, obejrzeć, odłożyć na widoku żeby cieszyło oko.
Jak będę potrzebowała to po to sięgnę, pomyślałam odkładając kolejną książkę na szafkę obok innych książek, do których nie mam czasu zajrzeć.
Tak jak wreszcie włożę tę kieckę jak tylko schudnę. Przynajmniej kupiłam za pół dara.
Niedługo później zorientowałam się, że na zakupach za często towarzyszy mi FOMO( Fear of missing out- strach ze coś mnie ominie). Jak czegoś nie kupię teraz to już przepadnie, przegapię i kaplica. Być może też zapomnę, że tego potrzebuje i żyć bez tego nie mogę. Będzie to wielka strata dla świata a najbardziej dla sprzedawcy. Tak samo jak słowo obniżka od tej jeżdzącej na rollercosterze ceny bawi mnie na produktach słowo „eco”. Widziałam raz opakowanie plastikowych gąbek do mycia naczyń z napisem „e.c.o. – ekonomia codziennych oszczędności.” Gdyby to ode mnie zależało, ja nazwałabym je „Green washing”.
Są też dostępne tacki, które mają napisane, że mają aż do 80% plastiku z recyklingu. Ach, ta uwierająca goryczka niepewności, aż do 80%. A gdyby zapytać aż od ilu % plastiku z recyklingu jest w każdej tacce, czy też wyglądałoby to zachęcająco?
Istnieje w społeczeństwie dosyć mało popularna grupa antyshoppingowców, którzy promują przekonanie, że ekologiczniejsze od tacki być może w 80% z plastiku z recykligu jest tacka wielokrotnego użycia a większą oszczędnością od wyprzedaży jest pożyczenie czegoś lub zrobienie samemu.
Myślę, że gdyby Brooke gorzej stała z kasą lub bardziej dbała o środowisko to na swój 13. ślub ubrałaby którąś z poprzednich sukienek. Z pożyczaniem mężów akurat nie miała już problemu :).